Cecelia Ahern zadebiutowała przede wszystkim wzruszającą powieścią Love, Rosie, która była wręcz fenomenem rok temu. Osobiście jej nie czytałam, lecz oglądałam film (wiem, wiem, to nie to samo). Sięgając po Kiedy cię poznałam liczyłam na coś niesamowitego, przeczytanie nietuzinkowej historii miłosnej po +30, jednak... Zawiodłam się. Co tutaj dużo mówić: Jasmine dostaje urlop ogrodniczy od swego niby wspólnika, jest wkurzona, zaczyna bawić się w ogrodnika, poznaje swego sąsiada-zawadiakę Matta i otrzymuje nową propozycję pracy od mężczyzny o niezwykle zabawnym imieniu Monday. Biorąc pod uwagę opinie, które słyszałam od znajomych na temat geniuszu tej autorki spodziewałam się książki, która wbije mnie w fotel. Niestety, myliłam się. Był to kolejny przypadek zakupu wywołanego pobudkami ,,ta autorka napisała coś dobrego, więc zawsze tak będzie".Jedyną pozytywną osobą, a zarazem wprowadzającą życie do fabuły, była siostra Jasmine- Heather. Czytanie rozdziałów z nią było przyjemną odskocznią od kapryśnej i irytującej głównej bohaterki. Jest to na pewno najbarwniejsza postać w całej książce, co może mieć związek z jej chorobą, podkreślającą w wyrazisty sposób jej pozytywne cechy charakteru: pracowitość, sympatyczność i troskliwość. Często odnosiło się wrażenie, jakby zabiegana Jasmine wcale nie była jej opiekunką, a odwrotnie- to Heather opiekowała się nią.
Więcej chyba nic nie da się dodać... Fabuła strasznie monotonna, miejscami wręcz nieciekawa. Książka może służyć jedynie jako skuteczny zabijacz czasu podczas podróży. Mimo porażki na tym froncie dam autorce jeszcze jedną szansę, sięgając niebawem po jakąś inną powieść jej pióra, być może P.S. Kocham cię bądź Love, Rosie, o której wspominałam wcześniej.
A ja fanką jej pióra nie jestem. I czytałam te zachwalane Love, Rosie, które dla mnie było kiepskie ;)
OdpowiedzUsuńJeśli ,,Love, Rosie" była podobna do książki, o której zrobiłam tu recenzję, to się nie dziwię. Zastanawia mnie jednak fakt, skąd się bierze popularność tego typu autorów, skoro ich książki w większości opowiadają o niczym.
UsuńDziękuję Ci, Insane, za przestrzeżenie mnie. Dzięki temu może nie będę miała zbyt wygórowanych nadziei albo nawet nie wezmę się za czytanie tej książki :)
Kupiłam jej "Love,Rosie" i "PS.Kocham Cię". Obejrzałam ich ekranizacje i dosłownie mnie oczarowały, z tego oo widziałam książki też raczej cieszą się dobrą opinią. Troszkę niepokoi mnie Twoja recenzja, bo kiedyś czytałam już inną książkę Ahern (bodajże "Dziękuję za wspomnienia), która było - lekko mówiąc - średnia. No, ale zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
No cóż... Są różne gusta, jednak ,,Kiedy cię poznałam", to według mnie książka o niczym. Rozumiem o co chodziło autorce: przemianę charakteru na wiosnę po ciężkim okresie zimy połączoną z odnalezieniem miłości, jednak... Poprowadziła fabułę w lekko monotonnym stylu.
UsuńPozdrawiam, Julia:)
Miałam zamiar przeczytać "Love, Rosie", bo ekranizacja bardzo mi się spodobała, ale widzę, że jednak nie będzie to mój priorytet:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://przeliterowana.blogspot.com/
Ja też widziałam, ale nie czytałam "Love, Rosie"- jakoś nigdy nie chciałam zapoznać się z tą książką, ale po filmie stwierdzam, że chyba warto po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńTeraz już też nie pamiętam, ale na pewno czytałam jej jakieś inne książki. I chociaż niektóre uwielbiam, tak inne mi kompletnie nie podchodzą. Ciekawe od czego to zależy ;)
Sądzę, że od sprzedaży. W końcu jeśli autor wyda jedną dobrą książkę, to druga według społeczeństwa musi być taka sama, ale niekoniecznie.
Usuń