piątek, 4 listopada 2016

To pewnie bzdura. To znaczy... No przecież masz nos.


Harry Potter i przeklęte dziecko to gratka dla Pottermaniaków. Kolejna część świetnych doznań w magicznym świecie czarodziejów i ponowny powrót do Hogwartu, a wraz z tym - czasów dzieciństwa większości z nas. Jednak czy warto wiedzieć, co było dalej? Czy J.K. Rowling nie powinna już sobie odpuścić i wymyślić jakiejś nowej serii powieści fantasty, która porwie w papierowe ramiona młodzież i zamknie ją w nich na długo? Jednak zanim zawyrokuję, przedstawię Wam książkę w kilku słowach. Zapraszam na recenzję ósmej historii ze Świata Czarodziejów, ale dziewiętnaście lat później!

Harry Potter jest statecznym mężem i ojcem, jakiego mogliśmy zobaczyć w epilogu Insygni śmierci. Nigdy nie miał łatwego życia: w końcu cały swój okres szkolny przeznaczył na walkę z czarną magią. Obecnie pracuje w Ministerstwie Magii, jako... Nie, nie auror! Harry jest szefem departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów! 

Jednak dramat nie skupia się na postaci słynnego Harry'ego Pottera, a na jego synu- Albusie Severusie Potterze. Poznajemy chłopca, kiedy rozpoczyna swoją naukę w Hogwarcie. Od samego początku wszystko idzie nie tak, jak powinno: trafia on do Slytherinu, zaprzyjaźnia się z Scorpiusem Malfoy'em, staje się opryskliwy... Ponad to wpada w konflikt z ojcem, a duchy z przeszłości zaczynają nawiedzać nie tylko Harry'ego, ale wplątuje się w nie też i Albus. Nadchodzą ponownie mroczne czasy. Nikt nie wie, co się dzieje, jednak jedno jest pewne: nie wszystko wydaje nam się takim, jakim jest naprawdę.

Harry Potter i przeklęte dziecko nie jest książką, w której się zakochałam. Jakoś tak... Dziwnie mi było czytać coś, co zupełnie inaczej sobie wyobrażałam. W mojej głowie rozkwitła po przeczytaniu Insygnii śmierci wizja tego, że Albus trafi na pewno do Gryffindoru, będzie wiódł spokojne życie, znajdzie wspaniałych przyjaciół, jak jego ojciec i potem ożeni się ze swoją najlepszą przyjaciółką, z którą będzie miał małe "Potterzątka". Tymczasem czułam się wplątana w świat wszelkich sprzeczności i niczym niepopartych zwrotów akcji. To było po prostu chore i dziwne. Mam ochotę zaspoilerować tutaj wszystko, co mi się nie spodobało, ale wiem, że osoby, które chcą to przeczytać, znajdą mnie i zadźgają zakładkami, więc sobie odpuszczę. 

Uważam, że nie należy zwalać całej winy na Rowling, bo ona jest jedynie współtwórcą tego dramatu. Jednak to ona sprawiła, że nazwisko Potter do tej pory nie znika z ust dzieci, a także dorosłych. Rozumiem, że Przeklęte dziecko jest sztuką, jednak... Wydawało mi się, że będzie tam pełno magii. To złudzenie zostało rozwiane przez gorzki smak rozczarowania. W poprzednich powieściach chłonęłam całym sercem fabułę, zżyłam się z bohaterami. Nawet nie przypuszczałam, że kiedy dorosną, to staną się zwykłymi czarodziejami, bez choćby odrobimy ikry, za to z całą masą przyziemnych i nudnych problemów. Dodatkowo miałam wrażenie, że na nowo stworzono osobowości Hermiony, Rona i Harry'ego. Również ich relacje między sobą były godne pożałowania. Dialogi zupełnie bez polotu i nijak pasujące do nich. Czułam się tak, jakbym miała styczność z kimś, na kogo rzucono zaklęcie Confundus. Za to Albus... Dziecko, które pożegnałam w siódmej części było słodkie, urocze i kochane. Takie, że aż chce się je tulić i zapewniać, że wszystko będzie dobrze. To, które zastałam w Przeklętym dziecku jest jego zupełnym przeciwieństwem. Nie wspominam już nawet o wątkach, które w żadnym stopniu nie mogą się zgadzać z przeszłością. Według mnie to jest istna paranoja.

Książkę przeczytałam bardzo szybko, bowiem w dwa dni. Zastanawiałam się, czy w ogóle chcę ją skończyć, jednak moja przyjaciółka tak namawiała i przekonywała, aż w końcu uległam. Po skończeniu historii i happy endzie stwierdzam, że cała otoczka magii i czarodziejstwa zniknęła. Nie mam zamiaru przeczytać Przeklętego dziecka ponownie i chcę zapomnieć o tym, czego się z niego dowiedziałam, bo to jest takie... Ughh, no po prostu mózg paruje, jakie to chore! Wiem, że kiedy będę wracać do innych powieści o Chłopcu z blizną, to będę przypominać sobie wszystko to, co wydarzy się w dalekiej przyszłości i zacznę się denerwować. Denerwować tym, że tak zepsuli moje późne dzieciństwo (przeczytałam HP w tym roku). Czy jest coś pozytywnego, coś, co mnie rozbawiło? Dialogi podczas "potyczki" Harry'ego i Dracona oraz odrobinę Ron.

Nie chcę wywołać burzy hejtów na mnie, więc wybór, czy przeczytać Przeklęte dziecko, czy nie, pozostawiam Wam, Kochani. Jednak jeśli nie chcecie, aby Wasz mózg parował - nawet nie marnujcie czasu na oglądanie okładki (okładka swoją drogą może być jednym z plusów; jej wnętrze jest śliczne). Pozdrawiam Was ciepło i oznajmiam wszem i wobec, że powinnam tu pojawiać się już dość często! 
(Chyba, że nauczyciele się zmówią i będę miała natłok obowiązków!)
P.S.
Usunęłam wcześniejszy adres meilowy, przez co przepadło mi stare konto na lubimyczytac.pl. Nie martwcie się, założyłam nowe!