Ono gdzieś jest. Musi być. Szukaj światła, ale... Nie dostrzegaj go. Dlaczego? Bo nie istnieje.
W tym samym czasie, w Niemczech, żyje pewien chłopiec. Werner Pffening ma marzenia nie do spełnienia według dorosłych. Jednak dzięki jego smykałce do naprawiania radioodbiorników mają one szansę się ziścić. W ten sposób trafia do obozu dla młodzieży Hitlerjugend i uczy się nie tylko, jak być wzorowym Aryjczykiem, a także żołnierzem oddanym Trzeciej Rzeszy. Jednak nie podziela zdania narzuconego przez samego Hitlera i przekazywanego poprzez nauczycieli.
Wkrótce życiowe zawirowania przenoszą Wernera do malowniczego Saint- Malo, gdzie ma wytropić odbiornik radiowy, który nadaje niezrozumiałe przekazy, mogące poważnie przeszkodzić w zwycięstwie Niemiec. Udaje mu się to, jednak... Odkrywa sekret z dzieciństwa, będący fundamentem jego początków związanych z zamiłowaniem do nauki. Spotyka także Marie-Laure. Uczucia biorą górę nad rozsądkiem i... Postanawia zataić fakt odkrycia namiarów wrogiej transmisji radiowej. Wkrótce losy tej dwójki splatają się ze sobą.
Światło, którego nie widać autorstwa Anthony'ego Doerra to na pewno książka długo zapadająca w pamięć. Nie przybliża nam podręcznikowej wersji II Wojny Światowej, ale tę prawdziwą, przeżywaną oczami niewidomej dziewczyny zdanej praktycznie na łut szczęścia i chłopca, wychowanego na wzorowego żołnierza Wehrmachtu. Występują tam także inne, ciekawe postacie, jednak wokół tej dwójki zgromadzona jest cała fabuła. Są niczym epicentrum powieści. Anthony Doerr stworzył coś niesamowitego i poruszającego serca, lecz zdania formułowane wprost nie zmuszają czytelnika do wylewania łez nad przeżyciami bohaterów, co czyni jego powieść na swój sposób oryginalną, niepowtarzalną. Dialogi prowadzone są w podobny sposób: krótkie zdania, nie zawierające sensu przenośnego, lecz dosłowny, dobitny. Osoba, sięgająca po tę pozycję nie powinna się spodziewać wybitego na wyżyny romansu, ponieważ go tam nie ma. Ta książka czaruje czytelnika czymś innym: prawdą.
Moje odczucia po przeczytaniu Światła, którego nie widać były dość mieszane. Być może dlatego, że podchodziłam do niej z lekka jak pies do jeża, a jej ukończenie zajęło mi prawie trzy miesiące. Zaczynałam, a następnie po przeczytaniu kilkunastu stron, odkładałam na półkę. Nie potrafiłam jej przeczytać jednym tchem. Często zdarza się tak, że książki pisane prostym językiem, są tymi, którym powinno poświęcić się więcej czasu. Tak było w moim przypadku. Jednak w ciągu tej przerwy świątecznej postanowiłam przełamać swoją barierę i... Udało się. Anthony Doerr stworzył według mnie coś niesamowitego, biorąc pod uwagę tło, jakie postanowił stworzyć. Umieszczenie fabuły w okresie II Wojny Światowej nie jest czymś łatwym, zwłaszcza, jeśli po ukończeniu można się spotkać z krytyką i porównywaniem do innych autorów. Jemu udało się ominąć wszelkie pułapki i tak oto powstał świetny projekt literacki, zasługujący na aplauz. Rozczarowała mnie jedynie lekka chaotyczność w opisywaniu przeżyć bohaterów, ponieważ nie jestem przyzwyczajona do książek w których rozwiązanie podaje się nam przed opisaniem sytuacji, bądź na odwrót. Chociaż... Może aby zmienić zdanie pod tym względem, należy powrócić do tej lektury za jakiś czas, lecz nie przerywać jej i nie rozpoczynać na nowo czytania po miesiącu? Zobaczymy.
Przyznam, że nie gustuję w takich powieściach. Może kiedyś jak zmienię podejście do takich książek, ale puki co nie mam zamiaru jej czytać. :/
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Fantastic books
No cóż, nie wszystko się wszystkim podoba. Osobiście gustuję w praktycznie każdym rodzaju literatury, a mój blog jest różnorodny. Zapraszam więc do dalszych odwiedzin. Może kiedyś odnajdziemy swój gust w tych samych pozycjach...? :)
UsuńPozdrawiam, Julia
Od premiery chcę sięgnąć po tę książkę, ale nie ma ona jeszcze swojego miejsca w mojej biblioteczce, ale mam nadzieję to niedługo zmienić ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://timeofbook.blogspot.com/
Jeśli o mnie chodzi, to przeczytanie tej książki było zupełnie przypadkowe i nawet nie wiedziałam o jej istnieniu. Dostałam ją pod choinkę i w tamtym czasie byłam zauroczona ,,Rywalkami", a czegoś poważniejszego po prostu nie trawiłam... Jeju znowu się tak rozpisałam. Już kończę i dziękuję za odwiedziny :)
UsuńPozdrawiam, Julia
Mam zamiar niebawem się zabrać za tą pozycję:) aby tylko czasu starczyło:) świetna recenzja:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńhttp://przewodnik-czytelniczy.blogspot.com
Książkę czyta się dość szybko, lecz należy jej poświęcić trochę uwagi. Miło mi, że spodobała Ci się recenzja. Zapraszam do dalszych odwiedzin :)
UsuńPozdrawiam, Julia
Już od tak dawna mam zamiar się za nią zabrać. Nawet stoi już u mnie na półce i czeka, aż będę mieć na nią czas. Po Twojej recenzji wnioskuję, że podczas czytania "Światła..." również będę je co jakiś czas odkładać. Tak samo miałam czytając "złodziejkę książek" :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Jessie
http://lifting-pages.blogspot.com
Nie radzę tego robić. Potem miałam problem z "wbiciem" się w naturalny tryb czytania i odnalezieniu w ułożeniu niechronologicznie tych wszystkich lat... Ale czekam na Twoją recenzję, droga Jessie :)
UsuńJ.
Zakupiłam tę książkę już chwilę temu i mam zamiar niedługo się za nią zabrać. Sądzę, że w szczególności może mi się spodobać tło historyczne, ale także historia w niej opisana wydaje się bardzo intrygująca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Zaksiążkowana
Mogę Ci powiedzieć tylko, że nie masz czego żałować. Jest świetna :)
UsuńPozdrawiam, Julia